środa, 26 marca 2014

Brak tytułu

Ci którzy nie rozumieją pojęcia"fikcja literacka" niech nie odwiedzają tego bloga, albo niech zastanowią sie po co oni w ogóle go czytają.
Historia opowiada o wymyślonych postaciach i wymyślonych sytuacjach.
***
Życie nie jest kolorowe jak to co po niektórym się zapewne wydaje. Każdy ma jakieś problemy...jeden większe, drugi mniejsze, a ja chcę po prostu pokazać do czego może doprowadzić brak akceptacji przez rodzinę i rówieśników.

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział V- Życie jest dla mnie zbyt ciężkie

Kiedy wracałam ze szkoły do domu spotkałam Paulę.
Hejka!- podeszłam do niej, ona zdjęła słuchawki i uśmiechnęła się. - Wow! Zmieniłaś się.
Cześć Angie.- poprawiła swoje czarne, krótkie do karku loki. - Bez przesady. Postanowiłam zmienić kolor, bo doszłam do wniosku, że czarne mi lepiej pasują.
- Ale w ogóle inaczej wyglądasz...gdzie masz glany i ćwieki?
A...- pokazała mi bransoletki z ćwiekami na nadgarstku. - A glany zamieniłam na tenisówki.
Wtedy zauważyłam jej czarne tenisówki z ćwiekami.
Fajne.- przyjrzałam się im.
Dawno Cię nie widziałam.- przyznała.- Dlaczego się nie odzywałaś?
- Nie miałam czasu. A po drugie: zmieniłaś numer.
- Wcale, że nie.
- Nie mogłam się do ciebie dodzwonić.
Masz teraz chwilę?- skręciłyśmy w stronę jej bloków.
- Tak. Pewnie.
Kiedy dotarłyśmy do jej mieszkania, skręciłyśmy od razu do jej pokoju.
Siadaj. - usiadłam na jej łóżku. - Chcesz coś do picia?
Nie dzięki. - odparłam.
Usiadła na krześle obrotowym, na przeciw mnie.
Mów...co u ciebie słychać?- poprawiła kaptur swojej czarnej bluzy.
Wszystko po staremu...- ze zdenerwowania zaczęłam kręcić loki, wokół palca.
Chyba jednak nie.- Paula mnie znała od trzech lat...doskonale wyczuwała moje kłamstwo.
Masz rację.- postanowiłam jej opowiedzieć o wszystkim.- Moi rodzice nie potrafią pogodzić się z myślą, że jestem ateistką. Ale to nie mój jedyny kłopot...
A co jeszcze Cię gryzie?- położyła dłoń na moim ramieniu i spojrzała mi w oczy przez chwilę.- Zrzuć z siebie ten ciężar.
Koledzy mnie wyśmiewają.- popłynęła mi łza po policzku. - Jestem rozdarta...nie wiem co zrobić.
Nie możesz się tak wszystkim przejmować...- przytuliła mnie.- Jeśli oni to zauważyli nie dadzą Ci spokoju.
Czyli już nigdy nie będę się czuła normalnie w tej klasie?- byłam cała czerwona od płaczu.- Moi rodzice się nie zmienią...co ja mam zrobić? Nie czuję ostatnio sensu życia. To wszystko mnie przerasta...
Angie!- Paula złapała mnie za ramiona i potrząsnęła mną jak kukłą.- Nie możesz się poddać. Jestem twoją przyjaciółką i mówię Ci: kiedyś oni pójdą po rozum do głowy i odczepią się od ciebie. A jeżeli nie to ja pójdę i załatwię tę sprawę.
Obiecujesz?- wytarłam łzy.
Przysięgam Angie...- przytuliła mnie. - Przysięgam...
Zostałam jeszcze chwilę, wypiłyśmy cappuccino, pogadałyśmy, po czym wróciłam do siebie.
Byłam sama w domu, bo rodzice siedzieli w pracy.
Może Paula miała rację? Za dużo się wszystkim przejmuję, a oni o tym wiedzą.
Zrobiłam sobie tosty, usiadłam przy biurku, wyjęłam książki i zaczęłam się uczyć.
Po kolacji, poszłam pozmywać naczynia.
To było najgorsze co mogłam zrobić w tamtej chwili.
Wyjęłam nóż z szuflady, podciągnęłam rękaw prawej ręki i podcięłam sobie żyłę na przedramieniu.
Widok krwi doprowadził mnie do zawrotów w głowie, aż w końcu straciłam przytomność.
                                                     ***
Kiedy się ocknęłam, zobaczyłam na podłodze strugę krwi.
Myślałam, że zwymiotuję...
Wstałam z podłogi i poszłam do łazienki po mop, żeby wytrzeć to co nabrudziłam.
Ręka piekła jak diabli...
Kiedy starłam krew z paneli, poszłam do salonu, po apteczkę.
Wyjęłam z niej bandaż i nożyczki, po czym zabandażowałam ranę.
To co zrobiłam, to był dopiero początek...tyle, że ja wtedy o tym nie wiedziałam...



czwartek, 20 marca 2014

Rozdział IV-Szkoła i kolejne kłopoty


Dzisiaj postanowiłam pójść do szkoły.

Nie potrafiłam siedzieć dłużej w domu.

Gdyby tylko moi rówieśnicy umieli odróżnić ateistę od satanisty...

Wtedy byłoby wszystko dobrze...i kto wie, może byśmy zostali kumplami?

***

Kiedy podeszłam do mojej klasy i przywitałam się z jedną z moich koleżanek, ona po prostu potraktowała mnie jak powietrze.

Ale to jeszcze nic...

Na jednej z lekcji, chyba na historii, usiadłam z Dorotą.

Niby nic wielkiego, ale sam fakt, że pozwoliła mi ze sobą usiąść otworzył przede mną szansę na zaaklimatyzowanie się w mojej grupie.

Ona oczywiście wykorzystała ten fakt i poprosiła mnie o zeszyt przedmiotowy.

Dałam jej, niczego nie podejrzewając, a ona otworzyła go na ostatniej stronie, wyjęła czerwony długopis i z tyłu zeszytu napisała drukowanymi literami:

"AVE SATAN".

To było na prawdę bardzo bolesne.

Nie potrafiłam wytrzymać tego napięcia i wybiegłam z klasy do łazienki.

Starałam się nie pokazać po sobie jak bardzo mnie to zabolało, ale i tak pewnie wszyscy się domyślili.

Jak wróciłam do klasy po doprowadzeniu się do porządku, bo rozmazałam sobie tusz do rzęs, Pani poprosiła mnie na rozmowę.

Weszłyśmy na zaplecze sali, Pani zamknęła drzwi za sobą.

Co się dzieje Angeliko? - spytała. - Czemu płaczesz?

To nic wielkiego proszę Pani...- odparłam, czerwona jak burak od płaczu, z czego nie zdawałam sobie nawet sprawy.

- Dokuczają Ci...prawda? 

- Na prawdę to nic wielkiego....dam sobie jakoś radę...

- A dlaczego się tak zachowują? Znasz powód?

- Jestem ateistką.

- Nikt inny nie jest?

- Tylko ja.  Niestety...

Po tej rozmowie pani wróciła ze mną do sali, ja usiadłam w ławce i otworzyłam swój zeszyt.

Na prawie każdej stronie widniały napisy : "AVE SATAN!!" i "WYNOŚ SIĘ Z TĄD".

 Byłam bliska załamania...

Wtedy na prawdę zaczęłam brać pod uwagę pomysł o podcinaniu sobie żył, ale nie chciałam wcielić tego w życie.

Nie potrafiłam zrobić tego mamie...

Miałam jeszcze zahamowania, które odwodziły mnie od tego pomysłu.

Tylko na jak długo?

Tego nie jestem w stanie stwierdzić.




Rozdział III - W tym roku świąt nie obchodzę


Zostałam sama...sama z resztą byłam przez całe życie. Rodzice mieli na mnie wylane...chociaż jestem ich jedyną córką. Ukochaną córeczką, na którą czekali tyle lat.
Poszłam po rozum do głowy i to im tak bardzo przeszkadza?
Nie potrafię już udawać...jak mnie coś nie interesuje, bądź nie chcę wierzyć w jakieś bóstwa, to nie wierzę.
Moi rodzice są z jakiegoś innego świata...z resztą tak samo jak cała moja klasa.

Ale to ich problem...jeśli chcą wierzyć to niech dalej tkwią 

w błędzie...tylko niech mnie do tego nie zmuszają.

                                                                             ***

Jako że niedługo zacznie się WIELKI TYDZIEŃ, będzie środa popielcowa itd. postanowiłam,

że w tym roku WIELKANOC dla mnie nie obowiązuje.

Nie będę szła, jak co roku, ze święconką,  ani nie będę szła z palemką na niedzielę palmową.

Rodzice się wściekną, ale to nie moje zmartwienie.

Skoro mama nie może zrozumieć tego, że jestem ateistką, to niech zrozumie to, że nie pójdę z palemką do kościółka. 

Nie będę także z nimi jadła śniadania wielkanocnego.

Może w końcu coś do nich dotrze...

                                                                           ***

Kiedyś...przez wzgląd na moich dziadków, udawałam że wierzę w te wszystkie bzdury.

Udawałam, że obchodzę święta chrześcijańskie, bo nie chciałam zrobić przykrości mojej babci, której w końcu tyle zawdzięczałam.

To ona zorganizowała mi komunie, to ona kupowała mi najdroższe prezenty na urodziny i imieniny.

To ona pomagała mi z zadaniami domowymi.

Skończyło się to niestety, kiedy 25grudnia 2012 roku moja babcia umarła.

Wtedy powiedziałam definitywnie NIE! religii.

Przestałam udawać...przestałam być słodką dziewczynką ze zdjęcia z pierwszej komunii.

Zaczęłam się buntować...zdjęłam krzyż ze ściany, spaliłam książeczkę i wyrzuciłam wszystkie różańce.

Moi rodzice nie wiedzieli o tym.

Dopiero po jakichś dwóch tygodniach od tego zdarzenia mama zapytała się mnie, gdzie jest książeczka i co zrobiłam z biblią?

Kiedy powiedziałam jej, że wyrzuciłam, wyzwała mnie od szatanów i zaczęła przyprowadzać do naszego domu księży- egzorcystów, w obawie że mogłam zostać opętana.

Powiedziałam jej, że w takie rzeczy nie wierzę, ale ona już kazała księdzu odprawiać egzorcyzmy.

Oczywiście po odprawieniu egzorcyzmu na mojej osobie, chociaż ksiądz sam wcześniej powiedział, że nie widzi żadnych niepokojących znaków, które wskazywałyby na opętanie, mama nakazała mi się wyspowiadać.

Tego już było za wiele...wyprosiłam księdza pod pretekstem, że chcę porozmawiać z mamą w cztery oczy i zamknęłam się z nią w swoim pokoju.

Ksiądz opuścił nasz dom.

Odbyłam z mamą bardzo poważną rozmowę tamtego dnia. 

Pamiętam do dziś, że opuściła mój pokój płacząc gorzkimi łzami...to było dla mnie najbardziej bolesne.

Może i jestem ateistką, ale nie mam serca z kamienia.

Dlatego też, jeszcze w zeszłym roku spędziłam z rodziną te wspólne święta.

Wiedziałam, że to mamie sprawi radość, a to było w tamtym okresie dla mnie najważniejsze.

Ten jeden uśmiech na jej twarzy...to było bezcenne.

Rozdział II- Czy życie bez wiary jest lepsze?


Niedzielny poranek. Wstałam o godzinie dziesiątej, bo przez cały tydzień nie spałam za dużo. Poszłam pod prysznic, jak co rano, umyłam się i owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki. Skierowałam się do pokoju, następnie ubrałam się w fioletowe rajstopy, czarne podkolanówki w siatkę, czarną sukienkę bez ramiączek i czarne bolerko. Tak też wystrojona, jeszcze bez makijażu, wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi i skręciłam do jadalni. Mama tylko spojrzała na mnie z pogardą, stawiając jajecznicę na stole, przy którym stały cztery krzesła. Usiadłam na jednym z nich.

Mama ubrana była w fioletową sukienkę do kolan, czarne rajstopy, czarne szpilki i ciemnofioletowy sweterek.

Dlaczego wstałaś tak późno?- spytała.- Za chwilę idziemy na mszę.

Ty może idziesz, ale ja nie.- odparłam, nakładając na swój talerz porcję jajecznicy.

Tomasz!- mama zawołała ojca.- Angelika nie chce się z nami wybrać do kościoła, na mszę!

Po co tak krzyczysz?- szepnęłam w gniewie. - Chcesz żeby Ciebie sąsiedzi usłyszeli?

Prawda była taka, że bałam się ojca i nie chciałam żeby dowiedział się o tym, że jestem ateistką.

Do jadalni wkroczył i ojciec w tym swoim czarnym garniturze, białej koszuli, granatowym krawacie i ciemnych dżinsach.

Angelika nie chce iść na mszę?- spytał takim tonem, jakby się przesłyszał.

Usiadł obok mnie, na drugim krześle i powiedział do mnie:

Masz iść do kościoła i koniec! Albo zabiorę Ci wszystko. Łącznie z komórką i dostępem do internetu.

W żadnym wypadku!- parsknęłam. - Nigdzie nie idę! Nie zmusicie mnie do wiary w coś co nie istnieje!

Po tych słowach zamknęłam się w swoim pokoju na klucz, padłam na łóżko i się rozpłakałam.

Oni nic nie rozumieli...nie wiedzieli co ja przeżywam...nie czuli tego co ja.

Angelika!- mama uchyliła ostrożnie drzwi i zajrzała do mojego pokoju.

Spojrzałam na nią kątem oka, kiedy ta zamykała za sobą drzwi.

Mama usiadła na krawędzi mojego łóżka.

Czego ode mnie chcesz?-zwróciłam twarz w jej stronę.

Chodź z nami do kościoła...-powiedziała łagodnie.

- Po co?  Nie wystarczająco się nasłuchałam tych głupot o bogu i Jezusie?

- Dlaczego uważasz to za głupoty? Córeczko...

- Powiedz mi tak szczerze...czy jakiś normalny człowiek umie chodzić po wodzie?

- Ale Jezus był synem bożym...

- Jezus był zwykłym człowiekiem. Kiedy w końcu to do was dotrze!!? Ta cała biblia to jest fantazja jakiegoś bajkopisarza.

- Jak możesz tak mówić!?

- Mówię prawdę. Naukowo jest udowodnione, że boga nie ma.

- Skąd to wiesz?

- Wykopaliska to potwierdzają.  Paleontolodzy odkopują kolejne szczątki szkieletów dinozaurów. Według biblii nie było tych potężnych gadów. Jak to wyjaśnisz?

- W ogóle nie wyjaśnię. Może i masz rację...a w takim razie...jaką masz teorię na powstanie świata?

- Znasz teorię wielkiego wybuchu? Tego się trzymam.

- Przecież to kompletny absurd!

- Nie lepszy od twojego.

Jak chcesz...-mama westchnęła, wstała i wyszła.- ...czyli nie idziesz?

Nie.- wtuliłam głowę w poduszkę.

Chwilę potem usłyszałam dźwięk klucza przekręcanego w zamku.

Zostałam sama...

Przez ten czas, kiedy rodzice byli w kościele myślałam o tym jakie moje życie było płytkie...takie...pozbawione poczucia własnej wartości.

Przez okres, kiedy byłam chrześcijanką czułam się jak mała mrówka, która musi spełniać rozkazy królowej mrowiska.

A ja przecież nie jestem jedną z milionów mrówek.

Ja jestem człowiekiem. Mam swój talent, swoje przeznaczenie i to ja rządzę sobą.

Nikt inny nie ma nade mną władzy...

Nikt...tylko ja mogę sobie rozkazywać i swoim życiem kierować.

Mezo - Herezje

Mezo - Herezje

środa, 19 marca 2014

Rozdział I - Nie szukając boga

„Ave satan!!!” ,”Precz do piekła!!!”- takie komentarze słyszę niemal codziennie od kolegów. Zostałam skojarzona z szatanem i teraz wszyscy pastwią się nade mną. A co ja im takiego zrobiłam? Nie chodzę na religie i to im tak bardzo przeszkadza? Albo może nie umieją zaakceptować tego, że jestem ateistką, jako jedyna osoba w naszym liceum?

                                                                             ***
Ateistką stałam się, kiedy ukończyłam piętnaście lat.
Wtedy to po raz pierwszy powiedziałam moim rodzicom, że nie wierzę w boga.
Oczywiście mama od razu musiała poinformować o tym ciocię, która dała mi lekcję wychowawczą, o której nie zapomniałam do dzisiaj.
Będąc otoczoną przez rodzinę chrześcijan nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca.
W klasie miałam tylko jedną przyjaciółkę która, tak jak ja, była ateistką.
Byłam wtedy zaledwie piętnastolatką, ale już wtedy poczułam na własnej skórze ból odmienności od innych.
Moi rodzice przestali mi wyprawiać urodziny, wujostwo i kuzynostwo przestało tak często przyjeżdżać w odwiedziny.
Jedynie na święta ich widziałam, ale ten okres nie należał wcale do najprzyjemniejszych…
Nie dostawałam prezentów na święta, gdyż, jak to oznajmili mi moi rodzice: „Skoro nie wierzysz w boga, to zapewne nie chcesz dostawać prezentów.”.
Po tamtych słowach rozpłakałam się i pobiegłam na górę, do mojego pokoju.
Od tego czasu jednak coś niecoś się zmieniło…
Moi rodzice przestali się wstydzić mojej odmienności.
Zaakceptowali moją decyzję, gdyż zobaczyli że nie są w stanie mnie nakłonić do jej zmiany.
Ale ja nadal czuję się odmieńcem w gronie najbliższych.
A co ja takiego złego robię?
Po prostu poszłam po rozum do głowy i nie akceptuję ciemnoty, jaka była narzucana ludziom przez kościół chrześcijański w średniowieczu.
                                                                           ***
A propos odmienności…
Na moje zeszłoroczne, szesnaste urodziny, dostałam od kuzyna wisiorek ze znakiem satanistów.

To było koszmarne…czułam się jak jakaś wyznawczyni szatana…jakbym uczestniczyła w czarnych mszach…jakbym mordowała.
To było dużo gorsze niż wyrok śmierci na skazanej za praktykowanie czarnej magii czarownicy.
Byłam prześladowana za nie wiarę nawet przez własną rodzinę.
Co ja im takiego zrobiłam?
To jest nie fair…
Przecież ja nikomu nie wadzę…po prostu poszłam o krok dalej od moich krewnych i znajomych.
Chyba to nie jest przestępstwem?